Archiwum dla 9 października, 2012

Zaczyna z tego wychodzić nieco masochistyczna praktyka. Obejrzeć dwa kiepskie filmy w ciągu tygodnia to sprawa rzadka, a że udało mi się dokonać tej sztuki, sam sobie przyznaję Puchar Kinowego Nieudacznika. Po beznadziejnym „Savages…”, o którym pisałem TUTAJ, przyszła kolej na „Uprowadzoną 2”. Na ten film poszedłem z prostej przyczyny – bardzo podobała mi się pierwsza część. Producenci wyszli jednak z założenia, że zrobią jeszcze raz to samo, wykorzystując popularność jedynki, zarobią kupę szmalu (udało się), stracą co prawda reputację, ale kto to będzie pamiętał do czasu zrobienia kolejnego filmu? No i nieźle nas nabrali.

Druga część przygód bohatera granego przez Liama Neesona, którego już taki ciężki los, że źli ludzie ciągle kogoś mu porywają, jest tak wiarygodna, jak Adamczyk i Żmijewski w reklamach kredytów gotówkowych. Począwszy od sceny, w której albańscy bandyci mówią po angielsku nad grobami bliskich, zabitych w pierwszej części przez naszego hero, a skończywszy na pościgu ulicami Stambułu, w którym Mercedes zderza się z setką ścian i innych aut, nie będąc jednocześnie naruszonym. Nie ma na nim rysy! Na dodatek prowadzi go córka głównego bohatera, która w Stanach nie potrafi nawet zdać egzaminu na prawo jazdy. Świetnie…

Jedynka „Uprowadzonej” była powiewem świeżości. Neeson w roli twardego faceta, który szuka porywaczy córki w pojedynkę rozprawia się z tym złym światem, to nawiązanie do najlepszych tradycji kina akcji. On sam jest wiarygodny, fabuła buduje napięcie, a my, wkręceni w film, wybaczamy wszelkie rzeczy typu: „to nie mogło się zdarzyć”. Dwójka oszukuje, jest infantylna – od wspomnianych niedociągnięć, a jest ich dużo więcej, do banalnych do bólu dialogów i przewidywalnego zakończenia.

Twórcy postanowili zrobić niemal taki sam film, ale to „niemal” robi różnicę. Owszem, jest to rozrywka, przy której kompletnie wyłączamy myślenie i takie filmy też są potrzebne. Jeśli jednak człowiek zaczyna się śmiać sam do siebie w Sali kinowej, kiedy na ekranie nie ma elementów komediowych, to nie świadczy dobrze o filmie. Szczytem szczytów jest tekst Neesona do gościa, którego chce puścić wolno, a ten pyta go, dlaczego tak postępuje. – Bo jestem już tym wszystkim zmęczony…

Ja też jestem zmęczony, dwoma filmami, które obejrzałem w krótkim odstępie czasu. Dobrze, że po powrocie do domu załapałem się na „Casino Royal”. I źle, bo ten Bond uświadomił mi, jaki gniot obejrzałem parę godzin wcześniej. Wymyślając na szybko skalę ocen od 1 do 6, gdzie:

1 – lepiej obejrzeć „Modę na Sukces”

2 – szkoda, że kino było otwarte

3 – scenarzysta nie dojechał

4 – za tydzień zapomnisz o tym filmie

5 – było warto, ale czegoś brak

6 – perfekcyjny seans,

przyznaję „Uprowadzonej 2” notę 2. Zabawne jest to, że w kinie na Sadybie, gdzie oglądałem film, puszczono kopię bez polskich napisów. Na małym wycinku społeczności łatwo można było zobaczyć braki w edukacji, bo kilka osób natychmiast wyszło. Film leciał już jakieś 7 minut.

Pojawił się kierownik sali, przeprosił i powiedział: – Kto chce zwrot pieniędzy za bilet, może udać się teraz do kasy.
Wyszło kolejnych kilka osób. To był idealny moment na ucieczkę. Niestety, nie skorzystałem.

PS Wiecie co jest najgorsze? Że ten Albańczyk, który chciał się zemścić, ma jeszcze dwóch synów. Przewiduję, niestety, kolejne dwie części…