Kino z ludzką twarzą. Kto nie rozumie, ten wychodzi

Posted: 8 września, 2012 in film
Tagi: , , ,


Nigdy nie szukam w kinie taniego efekciarstwa. Filmy, które najbardziej do mnie przemawiają, tyczą się nas, czyli ludzi. Ich historii. Pozwalają nam przejrzeć się w bohaterach, nawet jeśli to jest krzywe zwierciadło (zwłaszcza!). Pokazują, że inni mają nasze lęki i fobie, ale nie jednocześnie reżyser i scenarzysta nie podają nam tego na talerzu z napisem „Smutek”. Szukanie takich obrazów jest niezwykle trudne, czasem człowiek musi czekać miesiącami, przebijając się przez kolejne warstwy tandety. Ale perełki się trafiają. „Siostra Twojej Siostry” nie jest może największą z nich, natomiast na pewno wartą uwagi.

Przyznaję się bez bicia, że często podstawowym sitem, które stosuję w przypadku kina, jest nota z Filmwebu. Działanie być może pochopne, żeby nie powiedzieć głupie, natomiast z grubsza skuteczne. Rzadko, naprawdę rzadko oglądam filmy, które na moim ulubionym portalu dostają od widzów średnią poniżej siedmiu. Parę razy próbowałem i to była jedna, wielka strata czasu. Jako że od paru ładnych lat działa to również w drugą stronę, czyli filmy obdarzone przez kinomaniaków wysokimi ocenami okazują się być warte uwagi, mój prymitywny system zdaje się sprawdzać.

„Siostra Twojej Siostry” to z pewnością nie było zmarnowanie mojego sobotniego popołudnia. Jacyś ludzie (przeciwieństwo nijakich ludzi), wypowiadają jakieś dialogi (w przeciwieństwie do nijakich dialogów). Nikt tu niczego nie udaje, Emily Blunt, za którą nie przepadam, tym razem jest urocza, w kinie mało osób, nikt nie mlaska, nie rzuca popcornem i nie rozmawia przez telefon. Idealnie.

Zawsze boję się opowiadać o filmach. Przede wszystkim nie chcę zdradzić swojemu rozmówcy najmniejszego choćby szczegółu, którego znajomość popsuje mu oglądanie filmu. Może zauważyliście, że czasem trailery są tak skonstruowane, iż zdradzają wszystko albo prawie wszystko. Za nic w świecie nie oglądajcie zapowiedzi filmu „Siostra Twojej Siostry”. Będziecie wiedzieć za dużo.

Trójkątów w różnym tego słowa znaczeniu było już w historii kina sporo, ale ten jest wyjątkowo uroczy. Jack przyjaźni się z Iris, a jak wie pewnie każdy facet, przyjaźnie na linii kobieta-mężczyzna bywają ciężkie, ponieważ często dla jednej ze stron są czymś więcej niż przyjaźń. Jack ma ciężki czas. Jego brat nie żyje i po tym zdarzeniu bohater nie może się pozbierać. Iris ma pomysł – wysyła przyjaciela do domku nad jeziorem, by wyciszył się i poukładał sobie sprawy w głowie na nowo. W domku tym jednak jest Hannah, siostra Iris, która przywozi tam swoje problemy. Kiedy w jednym miejscu spotka się cała trójka, wyjdzie z tego niezły bałagan.

W komediodramatach często największym problemem jest to, że proporcje są zaburzone – czasem za dużo dramatu, czasem jest zbyt komediowo. Rozumiem, że to właśnie największa sztuka – wyważyć odpowiednio składniki, tak by nie doprowadzić widza do rozpaczy i jednocześnie nie sprawić, by śmiał się do rozpuku. „Siostra Twojej Siostry” to właśnie taki film. Kilka momentów, w których z pewnością się uśmiechniecie, ale problem główny – poszukiwanie siebie przez trójkę bohaterów, nie niknie nam z radarów.

W dziedzinie „kina ludzkiego”, jak nazywam takie produkcje, rzadko udaje się osiągnąć efekt arcydzieła. Przykład tego ostatniego to „Nietykalni” – film absolutnie genialny. Bardzo dobrą, ludzką i szczerą opowieścią jest film „Debiutanci”, w którym kapitalną rolę odgrywa pies rasy Jack Russell Terrier (od miesięcy biję się z myślą: kupić czy nie?). „Siostra…” też trzyma poziom, choć ktoś powie pewnie, że to przegadane półtorej godziny, bo tutaj wszystko opiera się na dialogach. I będzie miał prawo – widziałem trzy osoby wychodzące z kina, co nawet sprawiło mi satysfakcję. Zawsze odczuwam ją, kiedy film bardzo mi się podoba, a komuś nie, bo to oznacza, że jesteśmy różni, mamy inne gusta, a jak wiadomo konflikty są konstruktywne. Czasem jednak ktoś wychodzi tylko dlatego, że jest zbyt głupi, żeby zrozumieć, co dobre.

Komentarze
  1. Mateusz pisze:

    „Czasem jednak ktoś wychodzi tylko dlatego, że jest zbyt głupi, żeby zrozumieć, co dobre.”
    Czy jest coś takiego jak monopol na dobry gust? A może ten ktoś ma np. stopień doktora czy też kilka milionów więcej na koncie niż Ty? A może ma społecznie niższą wartość? Kimkolwiek się by nie był, to fakt bycia szczęśliwy ze swojego bytu jest najważniejszy. Filmu nie widziałem i generalnie cały ten przemysł raczej omijam szerokim łukiem (mecze lepsze 🙂 ), ponieważ świat filmowy jest oderwany od rzeczywistości, często wyidealizowany. Przykładowo: nie znam nikogo (ale może się komuś udało) kto by zyskał miłość swego życia, w sposób w jaki zrobił to jakiś bohater z komedii romantycznej. I wyobraźmy sobie młody Jasio oglądał sporo takich filmów i się nauczył – jak mu się wydawało w oparciu o rzeczywistość – jak powinien zachowywać się wobec dziewczyn, które mu się podobają. Przejebane.

    • Gabi pisze:

      Wydaje mi się, że stopień magistra, doktora etc. nijak ma się do tej ‚głupoty’, o której napisał pan Przemek. Przecież tu chodzi o ‚inteligencję emocjonalną’ ( nie wiem czy coś takiego istniej, po prostu nie wiem jak nazwać te odczucia) – jeśli film jest dobry, to już chyba nie jest kwestia wyboru czy się go lubi czy nie. Po prostu się to wie.

      • Mateusz pisze:

        Inteligencja emocjonalna to coś innego. W każdym razie co znaczy dobry film? Przecież może być w nim mnóstwo kontekstów odnoszących się do ściśle określonych odbiorców czy też różnie interpretowanych w innych kulturach. I film w jednym miejscu na świecie będzie kultowy a w innym może być uznany za kiepski. I wtedy jaka jest prawda o tym filmie?

  2. @Mateusz: jasne, że nie ma monopolu, ale czasem po prostu widzisz, że coś jest dobre, błyskotliwe, inteligentne i wtedy, nagle, w ciemnościach, wstaje baba z pięcioma siatami z Carrefoure’a i opuszcza salę, czyli wiadomo, że nie zrozumiała (no chyba, że się spieszyła, to sorry). Potem widzisz gościa w dresie z Pragi z lalunią z solarium, którzy też wychodzą. raczej nie zrozumieli. Czujesz się lepiej w takim sensie, że wiesz, iż trafiłes na dobry film. Na „swój film”. O to mi chodziło, doprecyzowując. Moim zdaniem dużo tracisz nie oglądając filmów, bo one własnie temu służą – żeby na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Nie mają być instruktażem życia, czy – jak napisałeś – podrywania dziewczyn. Pozdrawiam.

    • Mateusz pisze:

      No, można tak powiedzieć, że niektóre rzeczy wymagają czegoś „więcej” do ich zrozumienia albo komuś może nie odpowiadać dana forma – bo woli np. prostsze, dosłowne rzeczy i pomimo, że rozumie film to nie czerpie z niego przyjemności, bo nie tego od niego potrzebuje. W sumie nie wiem czemu bawię się w adwokata tych „głupich” ludzi. Pewnie dlatego, że nie znam tych konkretnych ludzi, ale po prostu staram się zrozumieć i zracjonalizować ich zachowania. A co do filmów instruktaży to nie o coś takiego mi chodziło (ale do pewnego wieku nie mając własnych doświadczeń stara się naśladować rodziców, otoczenie czy postacie z filmów), chodziło mi o realizm. Tylko w filmie bohater może krzyknąć do goniącego go dresa „kocham cię”, się przytulą do siebie i problemu nie ma. W każdym razie punkt dla Ciebie, bo teraz czuję potrzebę zastanowienia się nad moimi oczekiwaniami co do filmów. A fantazjowania mi nie brakuje. Miłego dnia.

    • elmbek pisze:

      często filmy odzwierciedlają rzeczywistość aż do bólu serca, e.g. „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”. równie często są od niej oderwane. i jedne, i drugie dają powody do refleksji. i jedne, i drugie mogą zawieść odbiorcę.

  3. Bafflo pisze:

    Witam Pana Przemka, ogólnie nie udzielam się na forach ( bo jak już to wole pogadać o czymś na żywo niż przez forum)
    ale w tym wypadku zrobię wyjątek, gdyż widzę iż obaj mamy tę same pasje. Kocham sport a w szczególności piłkę nożną, ale przynajmniej raz w tygodniu a bywa że i częściej jestem w kinie, wiec gdy zobaczyłem że Pan również lubi tam przebywać postanowiłem napisać.
    Mógłbym teoretycznie bardziej postarać się „poróżnić” się z Panem o futbolu, ale bardziej lubię rozmawiać o filmach i emocjach jakie w nas obudziły.
    „Siostry Twojej Siostry” nie widziałem jeszcze, bo bardziej ciekawiła mnie najnowsza „Pamięć absolutna”, która okazała się bardzo nudnym filmem. Tak po prostu, to nie był zły film, ani beznadziejny, on był po prostu nudny i na tym bym zakończył jego recenzje.
    Dziś chciałbym tylko jeszcze wspomnieć o bajkach Pixara, a raczej o filmach bo od kiedy ta wytwórnia zrobiła „Toy Story” bajki w normalnym tego słowa znaczeniu przestały istnieć. W sumie nie czuje się tu wielkim krytykiem by polecać Panu wszystkie dzieła od Pixara po pewnie większość jak nie wszystkie Pan widział.
    Niestety ostatnie ich dzieło czyli „Merida Waleczna” choć jest dobrym filmem, to jednak poziomem do poprzednich produkcji bardzo odstaje czym mnie jako wielkiego fana bardzo zasmuciła. No cóż, nie każdy strzał wpada w bramkę i nie każdy może powiedzieć „Plis mi riplej” ;p
    Pozdrawiam i sorki za błędy 🙂

    • @Bafflo: Myślałem o „Pamięci Absolutnej”, bo czasem są filmy typowo kinowe, takie, które obejrzane w domu tracą na wartości, ale jakoś zupełnie nie potrafiłem przekonać samego siebie. Miałem na ten film taką ochotę, jak na wyjście z domu o szóstej rano w lutym. Był taki okres, że poszedłem na kilka totalnych gniotów z rzędu i od tamtej pory staram się omijać szerokim łukiem wpadki i szukać czegoś naprawdę dobrego.
      PS Wieczorem widziałem „Baby są jakieś inne”. Słabizna. Najgorszy Koterski, zdecydowanie. Dobrze, że nie poszedłem do kina. Teraz czekam na „Jesteś Bogiem”. Oczekiwania jednak mam tak duże, że nie wiem, czy film to udźwignie 🙂 pozdrawiam.

Dodaj komentarz