Archiwum dla 15 września, 2012

Poczet buców polskich

Posted: 15 września, 2012 in Uncategorized

Są takie dni, że wystarczy wyjść z domu na dziesięć minut, żeby dowiedzieć się, dlaczego Marek Koterski z taką łatwością tworzył swoje filmy. Dlaczego uchodzimy za naród specyficzny, gdzie „specyficzny” oznacza często głupi, chamski, pozbawiony fundamentalnej wiedzy na temat kultury osobistej, nieprzystosowany do życia w społeczeństwie, bezmyślny, tępy, egoistyczny, itd.. Stojąc dziś w kolejce do kasy w markecie wpadłem na genialny pomysł. Nie ukrywam, że liczę na Waszą kreatywności kontynuację tematu, na pewno macie mnóstwo spostrzeżeń w tej materii. Ale do rzeczy. Stoję, trzymam ciężki koszyk, a kolejka się nie posuwa, bo jakiś trzepnięty w łeb facet opowiada kasjerce swoje życie. W tym czasie druga kasjerka podchodzi i mówi do mnie: – Zapraszam do kasy obok.
Myślicie, że zdążyłem? Pięć osób tam już powędrowało, tratując się po drodze. Z prostej matematyki wynika więc, że tam byłbym szósty, tu ciągle drugi. Tak, poczet buców polskich jest długi, dłuższy zdecydowanie, niż ta marna kolejka, w której przyszło mi stać. Poczet buców polskich i ich zachowań zawiera szereg zdarzeń, z którymi na co dzień się spotykamy, a z którymi oczywiście nie chcielibyśmy mieć nic wspólnego. Warto podkreślić, że osoby, które wpływają na nasze podwyższone ciśnienie i są jakby epicentrum tych zdarzeń, nie uważają w ogóle za złe tego, co robią – przeciwnie, są zszokowani, że my się dziwimy.

Jest zatem bucem ten, kto wywiesza pranie na klatce schodowej, na poręczy. Jest bucem ten, co parkuje na dwóch miejscach. Za buca uważam takiego, który w samolocie/pociągu/autokarze ściąga buty, wystawiając swoje śmierdzące do wyrzygania skarpety na widok ogółu. Buc zajeżdża drogę, bez kierunkowskazu. Buc nie daje napiwków. Buc nie otwiera drzwi kobiecie (nie przepuszcza jej przodem).

Buca spotkać można w kinie, jak rozmawia przez telefon w czasie seansu. Albo siada na Twoim miejscu i mówi, że to jego. Buc patrzy, jak jego pies nawalił na środku skweru i idzie spokojnie do domu. Buc wietrzy mieszkanie z rosołu z niedzieli, a cała klatka schodowa wącha. Buc w pociągu rozmawia na cały przedział/wagon, opowiadając wszystkie intymne szczegóły ze swojego życia. Czasem chce zaimponować (widziałem w metrze w Londynie – „Zarezerwowałem stolik w tej drogiej restauracji w Harrodsie!”), czasem jednak nie rozumie, że nikt nie chce słuchać jego banalnych opowieści. Buc nie wyciera po sobie muszli klozetowej w miejscu pracy i w ogóle.

Buc nie ma nic wspólnego ze statusem społecznym, wykształceniem, po prostu urodził się bucem, tudzież na buca został wychowany, ukształtowany. Znam jednego „felietonistę”, pracowałem z nim w jednej redakcji. Poucza w swych próbach felietonowych, bo nie można tego nawet nazwać felietonami, cały świat. Pohukuje, mądrzy się, ale kiedyś jechałem windą i ten facet wsiadł na jednym z pięter – ani me, ani be. Cicho. Ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupę, jak to się mawia. Nigdy nie widziałem też, by człowiek ten powiedział „dzień dobry”, wchodząc do redakcji. Dla mnie sprawa jest jasna, kto nie mówi „dzień dobry”, „cześć”, czy cokolwiek do ludzi, z którymi pracuje, ten buc. Kto wchodzi do windy i milczy, ten buc.

Zabawna rzecz miała miejsce kiedyś na Wigilii redakcyjnej. Bar był otwarty, wystarczyło podejść i powiedzieć, jaki się chce alkohol (lub sok, co się jednak nie zdarzało). No i podchodzi „felietonista”, a barman do niego: – Co ci podać?
– Tylko nie na ty?! Nie jesteśmy na ty! – grzmi „felietonista”.
Patrzymy na siebie z kolegami, w szoku, bo chłopak nie miał nic złego na myśli. Cholera wie, może pracował za barem w Anglii, a tam, wiadomo, do każdego mówisz „you”, czyli właściwie na „ty”. No i dzisiaj twitter zaproponował mi śledzenie profilu „felietonisty”. Czytam jego opis i oczom nie wierzę. Wiecie, ten krótki. Ludzie tam piszą różne rzeczy, typu: „Fan Arsenalu, sushi i nagich lasek”. Albo: „Kocham życie, kino, blondynki i Barcelonę”. A ten koleś ma tam napisane: „Nie akceptuję zwracania się na ty przez osoby, których nie znam”. Dziękuję, ale nie skorzystam.

Buc może być listonoszem – mój mówi, że nie wniesie listu poleconego na samą górę, tylko będzie zostawiał awizo. Bucem może być pan ze spożywczego, który  powie, że nasze ulubione piwo jest „pedalskie”. Buc, czy też inaczej kmiot, pracuje w urzędzie i na pytanie: – Co mam tutaj wpisać?, nic nie odpowiada, bo sam pisze akurat smsa. Bucem może być też kobieta, żeby była jasność. Buc to motorniczy, który mówi, że nie ma biletów, choć ma, po czym łapią cię kontrolerzy. Buc zostawia wózek po zakupach na środku parkingu. Innymi słowy: buc jest wszędzie. Czyha na Ciebie. I na Ciebie. Rozciąga niewidzialne żyłki, o które prędzej, czy później się potkniecie. Zepsuje Wam dzień. Zabije wiarę w ludzi.

Czy nie macie czasem wrażenia, że buców jest więcej niż ludzi takich, jak my?

Czy spotkaliście dzisiaj buca?